Mój ojciec zawsze namawiał na budownictwo, gdyby miał moc decyzyjną, to dzisiaj by ludzie ginęli pod walącymi się stropami. To wcale nie byłoby dobre.
Gdybyś był beznadziejnym budowniczym, to nikt by cię nie zatrudnił. A jeśli byłbyś sprytnym budowniczym, to mógłbyś nawet trochę zaoszczędzić na materiałach: http://www.sfora.pl/Wielka-afera-w-Rosji-Zobacz-z-czego-budowali-elektrownie-jadrowe-a41068
Żebyś się nie zdziwił, ile mamuś i tatusiów próbuje wyedukować dzieci na siłę, albo po to, żeby "kontynuowały rodzinną tradycję", albo w dziedzinie, w której im samym się nie powiodło, żeby wyleczyć swoje kompleksy.
Mój tatuś jest złotą rączką z zacięciem do zbierania złomu i rzeczywiście, nieraz straszył mnie, że jak się nie będę uczył to będę "kontynuował rodzinną tradycję". W sumie miałbym to w dupie, bo byłem pewien, że sobie poradzę, no ale straszył mnie również wcześniejszym "kursem przygotowawczym" jeśli będę miał słabe wyniki w szkole. Tak więc nie zawsze działa to tak jak myślisz.
Niektórzy jednak wcześniej.
Jeśli ktoś nie wie w wieku lat 16 co chce robić, to idzie do liceum ogólnokształcącego, potem w wieku 19 lat idzie na jakieś studia. Jeśli kierunek mu nie przypasuje, to wyciąga wnioski i od następnego roku idzie na inny. Gdy skończy studia I stopnia i stwierdza, że mu się ten kierunek znudził, to na II stopień idzie na coś innego. Myślę, że wystarczająco dużo czasu i możliwości, żeby się zdecydować zanim się skończy te sędziwe 25 lat.
No tak, ktoś całe życie zajmował się haftowaniem, ale po roku studiowania stwierdził, że to nie ma sensu i zajął się fizyką jądrową i po pięciu latach studiów został wybitnym fizykiem. W ten sposób to działa, czy jednak czasem trzeba rozwijać umiejętności więcej niż przez te pięć lat studiów? Czasem te pięć lat wystarczy, jeśli zmiana kierunku nie jest duża, ale czasem nie wystarczy.
No i w ogóle przecież pracuje się głównie dla pieniędzy, a raczej rzadko kto ma to szczęście, że ma naprawdę interesującą pracę. Moja aktualna robota, podobnie jak poprzednia w Comarchu, bardziej przypomina kopanie się z koniem niż wycieczkę po rajskim ogródku. Hobby rozwijam po godzinach i nie ma tragedii wielkiej, choć denerwuje mnie taki stan rzeczy.